czwartek, 26 sierpnia 2010

Niby nic, a tak to się zaczęło... cz.2

Dwa dni później dostałam telefon - suczka jest wolna, bo ktoś wolał jednak chłopca.
Wielka radość, prawie dwugodzinna podróż ciągnąca się niczym dwie doby.
Pani Małgosia przyniosła małą, puchatą, biszkoptową kuleczkę. Tak maleńką, że mieściła się na dwóch dłoniach.


Wzięłam te 2 kg w ramiona i już wiedziałam, że będzie moja :) Mała kulka złapała mój palec z nadzieją, że opije się pysznego mleka. Rozczarowana jednak nie spełnieniem jej oczekiwań - ugryzła mnie w palca.
Podczas wizyty dowiedziałam się, że rodzice Teyli to Jaga i Fox - czyli rodzice znajomej mi suczki. To dopełniło przekonaniu o wzięciu jej do siebie.

Następna wizyta miała miejsce, gdy Teyla miała 5.5 tygodnia.


W końcu 21 listopada 2009 roku Teyla zmieniła miejsce zameldowania na Wrocław iiiii się zaczęło ;)

To ja Wam teraz pokażę ]:->



Brak komentarzy: